piątek, 2 maja 2014

Twenty-Six

Mężczyzna się wpatrywał cały czas w kobietę przed nami. Całkowicie zamarł. Brunetka po chwili znalazła go wzrokiem, ale gdy go zobaczyła od razu odeszła. Dom szybko za nią ruszył, a ja zostałem sam  na krześle. W sumie lepsze i to niż, no facet szerokości lodówki opierający się o moje ramię, no nie? Nagle podeszła do mnie Miley. Czuję tą rozmówkę na temat jaki to ja jestem, jaki to jest ten świat. Wywróciłem już oczami, a on zmrużyła na mnie oczy.
-Kochanie?-spytała delikatnie.
Cholera jej głos tak na mnie działa. Moja twarz sama powędrowała do jej cudownej osobistości.
-Ja wiem, że się o to wszystko obwiniasz, al-nie dokończyła, bo jej przerwałem.
-Miley przestań-mruknąłem.
-Nie-syknęła. -To ty przestań i chociaż raz w życiu posłuchaj mnie, okej?-spytała stanowczym tonem. Nie odpowiedziałem, więc kontynuowała. -Świat jest powalony wiem. A ty nie powinieneś brać na siebie, choćby każdego najmniejszego błędu-westchnęła. -Jesteśmy kim jesteśmy i nie zmienimy naszego trybu życia. Wybraliśmy tą drogę i musimy dokończyć tą drogę-powiedziała biorąc moją dłoń w jej drobną.
Spojrzałem w jej niebieskie oczy, bo wiedziałem, że gdyby coś się stało mi, ona by próbowała mnie wydostać z tego bajzla. Ale nie może brać na siebie tyle problemów...
-Ja wiem, że się o mnie troszczysz, ale nie powinnaś...-przerwałem na chwilę-Nie powinnaś aż tak się mną zajmować. Nie jestem pieprzonym dzieciakiem-mruknąłem.
-Jesteś moim mężem-odpowiedziała jakby to było najoczywistsze na świecie.
-A to nie znaczy, że to ty masz się opiekować mną-wzruszyłem agresywnie ramionami.
-Ach czyli teraz, to ja jestem ta zła, tak?-spytała marszcząc brwi i krzyżując ręce.
-Nie to miałem na myśli, mówię, że musisz wyluzować-przetarłem twarz dłonią.
-Wyluzować to ty możesz swoje ego-wstała i wyszła.
Nie no super, teraz ona? Wstałem wywracając oczami i ruszyłem za kobietą. Krzyczałem "Miley", ale nic nie reagowała. Wyszliśmy obaj z budynku, a ona ustała przy ścianie szpitala, bo to wszystko wina tej durnej astmy. Nabrała oddechu i się oparła plecami. Podszedłem do niej i westchnąłem.
-Miley, kochanie-mruknąłem.
-Nie Justin. Mam dosyć tych twoich humorków. Cokolwiek się stanie, to ty musisz udawać idiotycznego bohaterka i potem obwiniać się o byle co-syknęła.
-Robię to dla cieb-
-Nie!-krzyknęła. -Robisz to dla siebie i zaspokojenia się w ten sposób. Zabijasz i jest fajnie, bo Hej czeka na mnie w domu żona, która mnie kocha pomimo wszystkiego-warknęła wyrzucając ręce w powietrze.
-Nie mów ta-
-Będę tak mówić, bo mnie wkurzasz Justin. Cholernie mnie wkurzasz, bo nie potrafisz zrozumieć, że poza pracą jestem też ja. A pójście ze mną do łóżka raz na jakiś czas, to nie jest miłość!-krzyknęła.
Te słowa były... No mocne...
-Mam dosyć tego wszystkiego. Umawiałam się z tobą, bo mi się podobałeś, a tobie podobałam się ja pomimo wszystkich lasek, które się do ciebie lepiły i cały czas lepią. Chcę, żebyś przynajmniej raz coś zrobił, nie wiem... Żeby mi zabrakło tchu-wywróciła oczami.
-Chcesz żebym to zrobił?-spytałem.
-Tak! Bo jakbyś nie wiedział cholernie się nudzę i naprawdę mi czasami ciebie brakuje. A twoje ego oczywiś-
-Po prostu się przymknij-westchnąłem i ją zacząłem całować.
Wytrzeszczyła oczy, ale od razu też westchnęła i wplotła swoje dłonie w moje włosy. Przycisnąłem ją do siebie jeszcze bardziej. Przybita do muru, nie mogła złapać tchu. Ale chciała tego, tak? Uniosłem jej nogi, a ona owinęła je wokół mojego ciała i przycisnęła się jeszcze do mnie bardziej.
-Boże-wyszeptałem między pocałunkami.
Uśmiechnęła się delikatnie i ugryzła moją dolną wargę. No nie poznaję, mojej żony...
-Nie tutaj-szepnęła mi w usta.
-To gdzie?-spytałem cały czas ją całując.
-Kiedy indziej-zacisnęła w dłoni moje włosy.
O Boże... Zachichotałem lekko, bo kiedy indziej, a my to cały czas robimy. Ona tak mnie pociągała... Zacząłem całować ją po szyi i postanowiłem zostawić jej małą pamiątkę. Westchnęła i zaczęła mnie całować w usta. Usłyszeliśmy nagle jakieś gwizdy.
-Cholera-mruknąłem.
Kobieta wystawiła im środkowy palec i jeszcze bardziej do mnie przywarła. Uśmiechnąłem się i postanowiłem to przerwać. Puściłem ją a ona gwałtownie wypuściła powietrze, nie dowierzając co zrobiłem. Była wkurzona to widać.
-Następnym razem, nie pozwolę ci przerwać-syknęła, a jej policzki były czerwone.
-Mam nadzieję-uśmiechnąłem się łobuzerko.
W końcu chciała, aby zabrakło jej tchu, to ma. Niespodziewanie, bum, zakończone. Da mi popalić w domu, jak tylko wszystko wróci do normy. Szła pewnym krokiem, kołysząc biodrami, co mnie cholernie pobudzało do akcji, ale musiałem powstrzymać się. Weszliśmy do szpitala i usiedliśmy na tym miejscu co wcześniej. Nagle podszedł do nas Tej.
-Widzę było ostro-sapnął, poruszając znacząco brwiami.
-Zamknij się, ćwoku-warknęła.
Zrobiłem minę zaskoczenia, bo byłem NAPRAWDĘ zaskoczony. Uśmiechnąłem się dumnie i oparłem o krzesło i objąłem dziewczynę ramieniem.
-Nie wiem co takiego zrobiłaś, ale moje towarzystwo nie chce się uspokoić-cicho wyszeptałem jej na ucho.
Momentalnie dostała czerwonych policzków i wytrzeszczyła oczy. Nachyliła się ku mnie i szepnęła:
-To się postaraj tego nie okazywać.
Zachichotałem i pocałowałem ją w czubek głowy.

***

Nobody's PoV

Dziewczyna od jakiegoś czasu próbowała się w sobie zebrać, aby pójść do niego. Minął jeden dzień, więc jak powiedział lekarz, mogła go odwiedzić. Umalowała i ubrała się tak, aby tylko móc usłyszeć łomotanie jego serca przez te maszyny. To było to. Przed drzwiami poprawiła włosy i zdjęła kurtkę, okazując swoje ramiona, a następnie weszła do pomieszczenia. Zastała go obróconego w drugą stronę. Aby zwrócić jego uwagę trzasła drzwiami z całej siły, czym sprawiła odwrócenie mężczyzny w łóżku. Uśmiechnęła się wrednie i podeszła do krzesełka, kołysząc biodrami. Chłopak poprawił się do pozycji siedzącej, a dziewczyna przerzuciła włosy przez ramię. Uniosła brew do góry i oblizała usta.
-Wiem, co możesz sobie pomyśleć, ale mogę to wytłumaczyć...-zaczął.
-A mnie to nie obchodzi, David-mruknęła przerywając mu.
Westchnął i przetarł twarz dłonią.
-No to teraz zobaczysz co cię czeka-wyszeptała sama do siebie.
Rozluźniła bluzkę na ramiączka i podeszła do łóżka. Chłopak patrzył swoimi szmaragdowymi oczami, które teraz zmatowiały, w jej błękitne. Zrzuciła jego kołdrę, a on wywrócił oczami, nie wiedząc co go czeka. Najpierw postawiła swoje kolano na brzegu łóżka, a następnie drugie przerzuciła na druga stronę, że siedziała na nim.
-Vanessa, co robisz?-spytał, mrugając powiekami.
Ignorując jego pytane i spojrzenie przywarła jej usta do jego. Pogłębił pocałunek, a jego serce biło tak szybko, że maszyna pikała 3 razy na sekundę. Chciała, aby wyszło jak zaplanowała. Zamruczał jej w usta i złapał, w ostatnich swoich siłach, za tył jej głowy. Przegryzła jego dolną wargę, przerywając pocałunek. Nachyliła się nad jego uchem.
-Zapamiętaj tę chwilę-zaczęła-bo był to nasz ostatni pocałunek, kochany-lekko ugryzła jego płatek ucha.
Chłopak zesztywniał, a dziewczyna zeszła z niego. Poprawiła się i wyszła z pomieszczenia. Uśmiechnęła się pod nosem, bo wiedziała, że ta chwila zapewne doprowadziła go do szału i nie będzie mógł nic ze sobą zrobić.

***

Miley's PoV

Jeżeli ten związek, ma nie mieć żadnej przyszłości, to nie wiem co o tym myśleć, naprawdę. Kocham go cholernie mocno, ale myślę, że on o tym zapomina. To po prostu zbyt trudne. Chciałabym jakkolwiek odpocząć, od tego wszystkiego. No i co? Próbowałam odpocząć, a panu Johnson'owi zachciało się udawać bohatera  wylądować w szpitalu. Obmówiłam to z Vanessą i chciałabym... Chciałabym wyjechać z nią na co najmniej na pół roku. Spakowałam resztę moich rzeczy, gdy chłopaka nie było w domu. Płakałam chowając nieschludnie rzeczy do walizki. Zasunęłam ją i usiadłam bezradnie na podłodze, ale po chwili się ogarnęłam i wstałam wycierając policzki. Wzięłam tą walizkę i zbiegłam szybko po schodach. Wybiegłam z domu i wparowałam jak poparzona do auta dziewczyny.
-Jest okej?-spytała.
-Tak-załkałam.
Nagle ujrzałam znajomy mi SUV.
-Vanessa, jedź-mruknęłam.
-Al-
-Jedź!-krzyknęłam i nacisnęłam na jej kolano powodując szybkie wyjechanie z drogi.
Dziewczyna szybko poprawiła kierownicę i wyrównała koła. Chłopak spojrzał na nasze auto i go zamurowało, gdy odwróciłam wzrok wycierając łzy. Usłyszałam pisk opon. Odwróciłam się gwałtownie, a jego auto jechało za nami.
-Nie, nie, nie-wybłagałam zamykając oczy.
-Cholera-mruknęła Van.
Po paru minutach, chyba go zgubiłyśmy. Moja intuicja zawiodła, bo gdy na chwilę zatrzymałyśmy auto, moje drzwi się gwałtownie otworzyły. Jego ręce szybko mnie wyniosły z auta i przywarły do auta.
-Co ty odwalasz?-spytał, mrużąc oczy.
-J-Ja muszę odpocząć od tego wszystkiego, Justin-wyszeptałam.
-Ode mnie?-spytał, nie dowierzając.
-Od wszystkiego-podkreśliłam ostatnie słowo.
-Dlaczego mi to robisz?-spytał znowu.
Same pytania.
-Ja tego tobie nie robię-westchnęłam. -Zrozum, że potrzebuję odpoczynku, Justin. A teraz mnie puść-mruknęłam.
-Pocałuj mnie-przywarł do mnie.
-Teraz?-mruknęłam.
-Pocałuj mnie tak mocno, jak mocno będziesz za mną tęskniła, jak mocno mnie kochasz, jak mocno ja cię kocham Miley-wyszeptał.
Przywarłam do niego ustami. Całowałam go mocno, jak chciał. Po chwili skończyłam tak szybko, aby nie mógł tego pogłębić, bo to by jeszcze bardziej pogorszyło to wszystko.
-Żegnaj Justin-powiedziałam ze łzami w oczach.
-Nie żegnaj się ze mną, jeżeli wiesz, że wrócisz-odparł, a w jego oczach też widziałam  małe łzy.
Nie odpowiedziałam tylko wparowałam szybko do auta i ponagliłam dziewczynę, aby ruszyła. To był najcięższy dzień w moim całym życiu. Opuścić osobę, którą kochasz to najgorsze co może być. Uwierzcie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
KONIEC MSBDVKJASBE ZNACZY ROZDZIAŁU. BO BUM PANNA KIM WRÓCIŁA I NAPISAŁA ROZDZIAŁ KJBASVBAOSBVO okej przepraszam, za wszystko, że taka masakra sie tu dzieję ale będzie dobrze! Kochammm wassssssssssssssssssssss sdkhvsnd i taki mały gif na to, że Miley wyjeżdża.

paaaaaaaaa xx 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz