środa, 4 września 2013

Sixteen

Brunet zadzwonił na karetkę, tak jak mu kazałem. Po paru minutach zobaczyłem samochód przed domem.
-Wszystko będzie dobrze, kochanie-pocałowałem nieprzytomną żonę w czoło.
Po chwili lekarze weszli do domu, a następnie do łazienki.
-Ile jest nieprzytomna?-spytał facet, który sprawdzał jej ciśnienie.
-Jakieś 10 minut-szepnąłem.
-Przynieście nosze!-krzyknął.
Mężczyźni  przyszli z noszami w rękach. Położyli Miley na nich i wyszli z domu. Wsiedli do karetki i już mieli jechać, ale ich zatrzymałem.
-Błągam, mogę jechać z nią?-poprosiłem.
-Dobrze, proszę wsiąść z tyłu.
-Dziękuję-powiedziałem i pobiegłem w stronę tyllnych drzwi od karetki. Usiadłem koło niej i wziąłem jej rękę w moją.
-Wszystko będzie dobrze. Nikt ani nic mi cię nie odbierze-pocałowałem ją w dłoń i zacząłem ją gładzić.
  Po paru minutach byliśmy w szpitalu. Wynieśli ją do sali, a mi kazali czekać na korytarzu. Jakieś pół godziny czekałem, aż ktoś przyszedł i mi powiedział o jej stanie.
-I co z nią?-spytałem.
-Wszystko jest okej. Czasami tak się dzieję gdy kobieta jest w ciąży.
Zaraz, zaraz.
-W-W ciąży? O-Ona jest w ciąży? Ale jak to się stało?-wyjąkałem.
-Chyba pan wie jak dochodzi do zapłodnienia, tak?-zapytał z rozbawieniem w głosie.
-Tak, tak oczywiście. Mogę się z nią zobaczyć?-spytałem i kilka razy mrugnąłem oczami.
-Oczywiście-uśmiechnął się i poprowadził mnie do żony.
Wszedłem do białej sali. Leżała już obudzona. Dobrze, że miała jakieś kolory na twarzy.
-Hej-wyszeptała.
-Nie strasz mnie tak na następny raz-powiedziałem cicho i podeszłem do niej.
Przytuliłem ją mocno do siebie i pocałowałem w czubek głowy.
-Ale dlaczego tak się stało, to nie wiem-mruknęła.
-A ja za to wiem-wyszczerzyłem zęby  w uśmiechu.
-To mów!-pociągnęła mnie za rękawy od koszuli.
-Okej, spokojnie. Otóż okazało się, że...
-Że??
-Że jesteś w ciąży.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
-Wiem-zachichotałem.
-Znowu-zaśmiała się.
-Oby to był syn-uśmiechnąłem się.
-Jakie będzie takie będzie-puściła mi oczko.
-Masz rację-odwzajemniłem gest i jeszcze raz ją przytuliłem.
Nagle do sali wszedł ktoś nieznajomy.
-Jestem Paul-podał mi rękę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraaszam, przepraszam jeszcze raz. Nie mogłam być bo miałam szlaban :D ALE też problemy z internetem. :D Sorcia że rozdział taki króciutki ale za bardzo nie mogę teraz pisać a chciałabym żebyście już przeczytali coś w końcu. Dooo dziewiętnastego . Pa :*
~Kim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz