sobota, 3 sierpnia 2013

Three

Zauważyłam mój cel. Mocno szarpnęłam Justina za rękaw, nie zadziałało, więc jeszcze raz szarpnęłam. W końcu się obudził.

― Co do cholery ? ― powiedział.

― Oj przepraszam, pogięłam ci rękaw. Wybacz mi ― powiedziałam z sarkazmem.

―Ha ha, bardzo śmieszne. Czego chciałaś? Obczaiłem właśnie dobrą dupę do ruchania ― uśmiechnął się.

―Dupek ― syknęłam ― Widzisz, tam jest cel ― wskazałam na faceta, który był otoczony dziwkami. ― Idziemy ― pociągnęłam go za rękaw.

― Dobra, dobra już. Cholera! Taki to ma dobrze ― uśmiechnął się.

― Zamknij się i chodź ― obeszliśmy całe kasyno na około.

Ustaliśmy 10 metrów za Enrico, byliśmy dokładnie naprzeciwko niego. Miałam idealną okazję do strzału. Podciągnęłam sukienkę, wyciągnęłam pistole spod podwiązki i ustawiłam się do strzału, ale tak, żeby nikt nie zauważył. Odbezpieczyłam broń, już miałam pociągnąć za spust, gdy poczułam rękę na ramieniu. Kurwa ! Czemu on zawsze, musi przeszkadzać mi w najważniejszych momentach?!

― Czego chcesz? ― odwróciłam się do niego zdenerwowana.

― Daj ja strzele i zrobię to lepiej ― powiedział i chciał wyciągnąć mi broń z ręki, ale odsunęłam dłoń od jego dłoni.

― Nie, ja zrobię to najlepiej ― warknęłam już prawie wściekła.

― Pójdziemy na kompromis i strzelimy w tym samym czasie. Okej? ― zaproponował. Nie wiedziałam, czy się zgodzić, rozmyślałam i rozmyślałam nad tym. Z rozmyśleń wyrwał mnie głos Biebera.

― No to jak? ― powiedział ― Jak nie chcesz to ja sam go załatwię.

― O nie! Nie dam ci tej przyjemności! ― wzięłam głęboki wdech ― Niech ci będzie, zrobimy to razem na trzy ― powiedziałam zrezygnowanym głosem.

Justin z uśmiechem wyciągnął broń z kieszeni swoich spodni, ustawiliśmy się do strzału. Odbezpieczyliśmy broń w tym samym momencie, uśmiechnęłam się.

― Jeden... Dwa... gotowy? ― spytałam, skinął twierdząco głową ― Trzy. ― w tym momencie pociągnęliśmy za spust.

Kule trafiły w to samo miejsce, trysła krew. Jego ciało bezwładnie zjechało z fotela na ziemie, z miejsca postrzału, zaczęła sączyć się ciemno-czerwona, dość rzadka maź. Trup leżał tak w kałuży krwi. Pociągnęłam Justina za rękaw i wyszliśmy szybko tylnym wyjściem prosto na parking do samochodu. Wsiedliśmy do samochodu, włączył silnik, wyjechał z parkingu i na drodze przyśpieszył. Chciałam całą drogę przemilczeć, ale oczywiście ten dupek na to nie pozwoli.

― Całkiem nie źle się spisałaś ― uśmiechnął się.

― Ty też dałeś sobie rade, ale nie było jeszcze nawet dobrze ― powiedziałam.

―Taa, dzięki ― powiedział.

― Odwieziesz mnie do domu? Jestem zmęczona ― powiedziałam.

― Okej ― uśmiechnął się, nie chciałam być bezczelna, więc odwzajemniłam gest.

Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy, od mojego uśmiech. Może rzeczywiście mu się podobałam? Może Van miała rację? Nie, nie, nie, nie! Miley nie myśl tak! Przestałam myśleć i zaczęłam liczyć, ile jeszcze tygodni zostało do końca roku szkolnego. Nie wiem kiedy, ale poczułam się tak zmęczona, że nawet nie wiem, kiedy zamknęłam powieki. Nie wiem, ile spałam, ale poczułam, jak ktoś szturcha mnie w ramię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak Bieber nachyla się nade mną. Od razu się odsunęłam i uderzyłam głową w szybę okna.

―Hahaha, wstawaj shwaty. Jesteśmy na miejscu ― powiedział przez śmiech.

―Haha, bardzo śmieszne. Ała, cholera, ale boli ― potarłam głowę, tam, gdzie się uderzyłam.

― Dobra, dobra. Chodź, odprowadzę cię do drzwi ― oznajmił.

― Nie dzięki, sama sobie poradzę ― powiedziałam i otworzyłam drzwi ― Narka ― zatrzasnęłam je za sobą.

― No cześć ― odjechał.

Nareszcie miałam go z głowy. Weszłam do góry, ściągnęłam z siebie, sukienkę. Poszłam do łazienki, ściągnęłam bieliznę. Wykąpałam się w żelu o zapachu leśnych owoców, wzięłam szampon i umyłam włosy. Spłukałam cały szampon i żel z mojego ciała. Wyszłam spod prysznica, poczułam się jak nowo narodzona. Owinęłam ręcznik wokół piersi, wyszłam z pokoju, wzięłam z szafy pierwszą lepszą koszulę i majtki. Zasłoniłam rolety i ubrałam czystą bieliznę oraz koszulę. Nie spostrzegłam się nawet, że kolacja stoi na moim biurku. Zjadłam kanapki i wypiłam herbatę. Postanowiłam, że rano zniosę talerz. Nic już nie robiła, tylko położyłam się na łóżku. Przymknęłam powieki i odpłynęłam w krainę snów.

***

Obudziło mnie stukanie w szybę. Usiadłam na łóżku, otarłam oczy. Ugh... czy ten debil musi za mną łazić, a nawet mnie budzić?! Co on w ogóle robił na moim balkonie? No cóż, muszę coś zrobić. Wstałam, podeszłam do okna i otworzyłam je. Chciał wejść, ale go zatrzymałam.

― Czemu jesteś tu o... ― spojrzałam na zegarek ― siódmej rano i mnie budzisz?! ― dokończyłam i wyrzuciłam ręce w powietrze.

― Chciałem zobaczyć, czy poczucie winy, dlatego że kogoś zabiłaś, cię nie żarło. Hahaha ― spojrzał na mnie.

―Ha ha, bardzo śmieszne. Robiłam to więcej razy niż ty. Więc to ja się powinnam pytać ciebie, o sumienie ― powiedziałam pewna siebie.

― Mnie nie zżera sumienie, hah. Cześć ― powiedział i zszedł na dół po rynnie.

― No cześć ― odpowiedziałam i schowałam się do pokoju. On jest nie wyobrażalny, jak można przyjść do kogoś o siódmej do domu ?! On najwyraźniej mógł. Poszłam do łazienki się ogarnąć, nałożyłam make-up, uczesałam włosy w warkocz. Dobra pora się ubrać. Dowiedziałam się przez Biebera, że na zewnątrz jest ciepło. Podeszłam do szafy, wyjęłam poszarpane szorty z ćwiekami i białą bokserkę z podobizną Michaela Jacksona. Założyłam na siebie ubrania i do tego czerwone Converse'y. Wzięłam torbę i zeszłam na dół, mama z tatą są w pracy. Weszłam do kuchni, z szafki wyjęłam miskę, z lodówki mleko, a z innej szafki płatki. Zrobiłam sobie szybkie śniadanie, jadłam moje ulubione płatki, gdy zadzwoniła do mnie Van.

― Halo? ― powiedziałam z zapchaną buzią.

― Ale z ciebie świnia, hahaha!! Wychodź już jestem pod twoim domem ― śmiała się.

― Już?! No okej, idę ― rozłączyłam się.

Szybko skończyłam śniadanie, miskę wrzuciłam do zlewu. Zamknęłam za sobą drzwi, pobiegłam i wsiadłam do auta Vanessy.


― Dobra jedziemy do piekła ― powiedziałam.

Zaśmiałyśmy się, gdy jechałyśmy, Van cały czas wypytywała mnie o zadanie. W końcu wszystko jej opowiedziałam. W sumie Van lubiła, jak opowiadam jej o mojej pracy, ale nie lubiła patrzeć, jak wykonuje zadania na jej oczach. Do tej pory nikt się nie dowiedział, że jej ojciec ma najgroźniejszy gang w mieście, więc to dobrze. Po około 10 minutach byłyśmy pod szkołą na parkingu. Zauważyłam, jak tych dwóch debili wysiada z czarnego Ferrari. Justin i David. Vanessa zgasiła silnik i ruszyłyśmy w stronę frontowych drzwi. Coś było nie tak. Och, już wiem co. Bieber i jego kumpel nie wołali nas, jak się ucieszyłam. Poszłyśmy do naszych szafek. Usłyszałam jakiś znajomy głos na korytarzu. Odwróciłam się. Kurwa! To nie może być on! Czemu akurat on? To był Damien, mój były, który potraktował mnie jak gówno. Wykorzystał i pobił, nie chciałam go znać, ani widzieć, zranił mnie.


―Vanessa chodźmy pod klasę proszę ― błagałam ją, chciałam iść za nim on do nas podejdzie.

― Co się stało? ― spytała, widać była, że się zmartwiła.

― On się stał ― wskazałam na Damiena ― chodźmy już.

― Dobrze, chodźmy ― złapała mnie i ruszyłyśmy.

― Te Cyrus! Gdzie się wybierasz?! ― krzyknął ten skurwiel.

― Nie twoja sprawa ! ― odkrzyknęłam jak na razie spokojna.

Kontem oka zauważyłam ja Bieber i Johnson wchodzą i idą korytarzem. Jeszcze ich tu brakowało.

― Dziwka!

― Jak mnie nazwałeś?! ― już mnie wkurwił i to jednym słowem.

― A co głucha jesteś?! Jesteś dziwką i kurwą! ― krzyknął jeszcze głośniej.

― Ej ty! ― odezwał się Bieber ― Zostaw ją!

― Ooo! Znalazłaś sobie nowego chłopczyka do zabawy?! ― krzyknął w śmiechu.

― Kurwa ! To nie jest mój chłopak! Odpierdol się ode mnie! ― krzyknęłam, a łzy zaczęły napływać mi do oczu.

― Jesteś puszczalską suką i tyle! ― krzyknął.

Nie wiem czemu. Justin podszedł do niego, kopnął go z kolana w brzuch, a potem uderzył pięścią w twarz. Damien tylko skulił się na ziemi z bólu, a ja wybiegłam, by nikt nie widział jak płaczę. Pobiegłam na moje wzgórze, na szczęście nie było tak daleko od szkoły. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam płakać. Nagle poczułam dotyk czyjeś ręki na ramieniu.

― Miley... ― to był Justin, nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie.

― Idź, dam sobie radę ― powiedziałam ostro.

- Nie mam zamiaru nigdzie iść dopóki nie powiesz, o co chodzi z tym dupkiem który cie tak przezywał ― oznajmił.

Nie chcę, żeby wiedział o mojej przeszłości. Odsunęłam się od niego.

― Idź, nie dotykaj mnie! Idź stąd! ― krzyczałam.

― Nie pój―

― Nie słyszałeś, co mówiłam! Idź! ― przerwałam mu.

Posłuchał. Odszedł, nie odwrócił się, szedł. Dobrze, że się mnie posłuchał. Lepiej ze mną nie gadać, gdy jestem w takim stanie, przekonała się o tym Van. Po tym, jak Damien mnie skrzywdził, siedziałam skulona, mówiłam Van, żeby nie podchodziła. Nie posłuchała mnie podeszła. Nie chce wspominać dalej, ale dobrze, że mnie zostawił. Po dwóch godzinach uspokoiłam się. Zadzwonił do mnie szef, powiedział, że mam z Justinem, wynajętą strzelnice i będziemy strzelać z wiatrówek. Podał mi adres i powiedziałam, że zaraz będę. Na szczęście strzelnic nie była daleko, bo w 15 minut już tam byłam. Justin stał na zewnątrz i kończył palić papierosa. Weszłam do środka, a on za mną. Ubrali nas w jakieś stroje i powiedzieli, że możemy wejść i strzelać. Weszliśmy na strzelnice, wiatrówki i śruty. Wzięłam broń, przyłożyłam do ramienia, ale nie mogłam jej utrzymać.

―Hahaha, o boże, ale się uśmiałem ― śmiał się i nie przestawał.

― Co jest takie śmieszne ?

― Ty hahaha ― dalej się śmiał ― chodź pomogę ci ― powiedział.

Nie spodziewałam się tego, podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Odwróciłam się nasze twarzy były minimetry od siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Podoba ci się skomentuj.

Proszę.

~Black

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz