piątek, 9 sierpnia 2013

Fourteen

Od razu się lekko uspokoiłam. Ale jak to boli! No ale spokojnie... Spokojnie...
-Okej Miley, na mój znak masz przeć-powiedziała pielęgniarka.
Przytaknęłam i się przygotowałam.
-Trzy, dwa, jeden przyj!
Zaczęłam robić co mi każe.
-Okej, jeszcze raz!
Tym razem zrobiłam to mocniej.
-Główkę już widać, jeszcze z 2 razy i już. Przyj!
Jezu Chryste, jak to boli!
-Jeszcze raz!
Wydarłam się na salę, przy robieniu co mi kazała. Po chwili usłyszałam krzyk dziecka. Boże...
-Chce pan przeciąć pępowinę?-spytała.
-T-Tak-wyjąkał.
Zrobił to, a po chwili spojrzał na mnie.
-Czy tatuś chce potrzymać dziecko?-spytała druga pielęgniarka, uśmiechnięta od ucha do ucha.
-O-Oczywiście-zauważyłam jak jego oczy stają się wilgotne.
Wziął córeczkę na ręce.
-Kochanie, przywitaj się z Destiny- powiedział cicho i podszedł do mnie.
-Jest piękna-wyszeptałam, czując łzy spływające po policzku.
Wzięłam ją do siebie... Jest taka malutka, a w rękach Justina, jeszcze mniejsza.
-Nasza mała Destiny Hope- uśmiechnął się.
-Kocham cię Justin-powiedziałam.
-Ja ciebie też, kochanie- odwzajemnił uśmiech i pocałował mnie.
-Dobrze, to teraz zaprowadzimy was do sali,  której pani będzie leżała z córeczką.
-Dobrze-uśmiechnęłam się.
*2 tygodnie później*
Destiny jest już w domu, jak ja.
-Jeszcze nie zasypia?-spytał Justin.
-Nie- powiedziałam smutno.
-Zaraz zaśnie, spokojnie-uśmiechnął się i mnie pocałował.
-Mam nadzieję.
Po paru minutach Desty w końcu zasnęła.
-Amen-wyszeptałam i rzuciłam się na łóżko.
-Aż tak zmęczona?-spytał.
-Jeszcze pytasz-wywróciłam oczami.
Zachichotał.
-Może, odrobimy naszą noc poślubną?-wymruczał mi w szyję.
-O nie, nie. Na razie jestem wykończona.
-Szkoda-powiedział.
-Niedługo będę na siłach, spokojnie-zachichotałam.
-Mam nadzieję. Idziemy spać?
-Marzę o tym-wyszeptałam i poszłam do łazienki.
-Ej, ej! Kto mówił, że idziesz pierwsza?
-Matki i panie mają pierwszeństwo-wytknęłam mu język.
-Nie lepiej, żebyśmy wzięli razem prysznic?
-Już ja wiem, co ty byś kombinował, skarbie.
Podniósł ręce w geście obronnym a ja szybko pobiegłam się umyć. Gdy wróciłam Justin, poszedł do łazienki, a za parę minut wrócił.
-Jesteś pewna, że jesteś zmęczona?-spytał przegryzając wargę.
-Tak, Justin chodź-wymruczałam spod poduszki i poklepałam miejsce obok mnie.
-Ale będziesz musiała i tak to zrobić, jak będziesz na siłach.
-Wiem-uśmiechnęłam się.
-Dobranoc, skarbie-powiedział.
-Dobranoc-pocałowałam go w usta.
Jęknął, chyba z zirytowania.
-Co ci jest?-spytałam.
-Jak ja już bym chciał, żebyś był a w końcu na siłach-powiedział błagalnie.
Zaśmiałam się i do niego przytuliłam.
                                                                       ***
Obudziłam się o 10, bo Justin czy śpiąco, czy nie śpiąco, położył rękę na moim podbrzuszu. Wzięłam jego ręce i podniosłam.
-Justin-wymruczałam.
-Mm-wymamrotał.
-Miej ręce przy sobie, przynajmniej kontroluj swoje sny.
-Skarbie, nie moja wina-wyszeptał i przyciągnął mnie do siebie.
-Wstań, 10 już jest.
-5 minut.
-Nie.
-Tak-pocałował mnie w usta i jeszcze mocniej mnie przytulił.
Jęknęłam z zirytowania, na co Justin się uśmiechnął.
-Czego się cieszysz?
-Mam atak wyobraźni. Twoje jęknięcie-zachichotał.
-Ugh, jesteś straszny-pokiwałam głową na boki.
Próbowałam zasnąć, ale przeszkodził mi płacz Destiny.
-Mała płacze-wstałam.
-Już się tym zajmę!-krzyknęła Vanessa uśmiechając się.
-Kocham cię!-krzyknęłam i rzuciłam się na łóżko.
Zasnęłam. w końcu.
  Obudził mnie znowu Justin. Tym razem mnie pocałował.
-Jest 12-wyszeptał mi w szyi.
-O Boże...-wymruczałam.
-No chodź, wstawaj... Zrobiłem ci śniadanie.
-Teraz to bliżej do obiadu-zachichotałam-ale dziękuję.
-To obiad będzie później.
Zrobił mi naleśniki i posypał porzeczkami.
-Oh Boże. Siódme niebo...-wyszeptałam.
-Cieszę się, że ci smakuje.
-Mhm-uśmiechnęłam się.
Po śniadaniu, Justin poszedł do swojego biura z Davidem a ja zaczęłam robić obiad z Van.
-Mała szybko rośnie-uśmiechnęła się.
-Nawet bardzo-zachichotała.
-Słodkie, że wybrał takie imię.
-No nawet.
Po naszej rozmowie, która jeszcze się długo ciągnęła obiad był gotowy. Zawołałyśmy chłopaków, a potem po obiedzie zaczęłam temat pracy.
-Słuchajcie, chciałabym jakąś robótkę zrobić u ojca Van.
-Jesteś na siłach?-spytała.
-No właśnie. Do pracy jej się chcę ale już tego to jej się nie chce-pokręcił głową na boki Justin.
-Oh, przymknij się skarbie-wymamrotałam.
-Okej, okej.
-No to powiem ojcu i znajdzie coś dla was-powiedziała
-Dzięki-uśmiechnęłam się.
Na następny dzień, dowiedziałam się od Vanessy, że George stęsknił się za nami, bo tylko my potrafiliśmy odwalać dobrą robotę. Zaprosił nas do siebie i dał nam misję.
-Hej George-powiedziałam.
-Witajcie-uśmiechnął się-Mam robotę akurat dla was.
-Słuchamy-powiedział Justin.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
:)
~Kim

2 komentarze: