Nieee no bez jaj! David chce się oświadczyć Vanessie, O MÓJ DOBRY BOŻE. I jeszcze mnie poprosił o radę, a nie swojego, nawet przyrodniego, brata? TAK JUSTIN TO PRZYRODNI BRAT DAVIDA, WIEM, TEŻ MNIE TO ZSZOKOWAŁO. Mniejsza o to... Ehem... Nie no sama nie wiem co o tym mam myśleć, serio. Ja czuję, że to dzieje się zbyt szybko... Nie, żeby moje dzieci to była wolna akcja całej mej zagadkowej przygody życia. Phi.
Nobody's PoV
Vanessa wysiadła gwałtownie z auta Davida i skierowała się do ich domu. Chłopak za nią biegł, a oni się przekrzykiwali.
-O co ci do cholery chodzi Vanessa?!-krzyknął, gdy obaj wpadli do mieszkania.
-O co mi może chodzić?? O to, że widziałam, jak wychodzisz z hotelu tej, wręcz, lafiryndy! Mam dosyć, tego, że mnie okłamujesz!-krzyczała mu w twarz.
-Ja byłem u niej tylko po marynarkę!
-Ach, więc siedziałeś u niej wcześniej? NIE POGRĄŻAJ SIĘ.
-Vanessa, ja nie chciałem, żeby to tak wyszło... Wszystko się chrzani.
-Chrzanić to, chrzanić tamto, najlepiej to chrzanić wszystko wokół, razem z Chloe! Jesteś perfidny!-wymieniała wymachując rękoma.
-Tak? JA PERFIDNY? A kto łazi do Jamesa, co?? NO KTO?!-krzyczał wyrzucając ręce w powietrze.
-Tylko, że ja NIE LĄDUJE Z NIM W ŁÓŻKU!!!-wydarła się.
-Skąd możesz wiedzieć, czy ja ląduję z nią w łóżku?!
-Bo ty bez powodu latasz do jakichś wrednych jędz, które na ciebie lecą? TAK BEZ POWODU-wyrzuciła z sarkazmem.
-Jesteś najzwyczajniej zazdrosną suką-wykrzyczał na nią, mówiąc dużymi odstępami aby każde słowo mogło być przesiąknięte jadem.
Vanessa rozchyliła usta ze zdziwienia.
-Nazwij mnie suką jeszcze raz-syknęła cicho, stojąc przed nim.
Pochylił się nad nią.
-Suka-wycedził przez zęby.
Bez zastanowienia Vanessa się zamachnęła i strzeliła mu w pysk z otwartej dłoni.
-A teraz wynoś się!-krzyknęła.
Twarz miał odwróconą wciąż po zaszłej sytuacji. Przywrócił ją do odpowiedniego kierunku powoli i gwałtownie przywarł Vanesse do ściany, trzymając ją za nadgarstki.
-Po cholerę to robisz, Black?-szepnął.
Popatrzyła mu głęboko w oczy i zmrużyła swoje.
-To dlatego, że jesteś takim dupkiem, Johnson-podkreśliła ostatnie słowo.
Kopnęła go w kolano i popchnęła w stronę drzwi. Sięgnęła po broń z szuflady i wycelowała w chłopaka. Brunet stał oszołomiony, patrząc na nią pustym wzrokiem.
-Wynoś się-syknęła.
-Vanessa, pros-
-Wynoś się!!!-krzyknęła na cały dom.
Nie ruszył się, lecz ona już tak. Odbezpieczyła broń i podeszła do niego bliżej. Padł strzał. Chłopak opadł na ziemię.
Miley's PoV
-Jak to wyjeżdżasz do Las Vegas?-spytałam z oszołomieniem- Destiny spokojnie-próbowałam uspokoić dziecko, bo chciała mi uciec.
-Muszę. Tata mi załatwił pracę w jego firmie-mówiła rzeczowym tonem.
-Ale jak to? Jaki w tym sens, Vanessa- mówiłam błagalnie.
-Nie chce być z tym idiotą w jednym mieście-powiedziała.
-A w ogóle, to jak on zareagował, jak strzeliłaś mu obok głowy?-zapytałam.
-Przestraszył się jak wróbel stracha na wróble. I osunął się tyłkiem na podłogę-zachichotała.
-Mhm-mruknęłam.
Nastąpiła między nami cisza, lecz Van ją przerwała.
-Wiesz, że będziesz mogła przyjechać do mnie. Kiedy chcesz. Wiesz mam nawet pomysł. Zaprosimy Mels i pójdziemy na jakąś imprezę!
-No nie wiem, a co z dziećmi?-spytałam.
-Mogłabyś zostawić u Pattie.
Nie odzywałam się przez jakiś czas, co wzburzyło Vanesse.
-No Mils proszę!!! TO LAS VEGAS-krzyknęła ostatnie 2 słowa.
-Okej, okej tylko nie krzycz-odpowiedziałam.
-KOCHAM CIĘ-krzyknęła z radością i się rozłączyła.
Pokręciłam głową z uśmiechem na twarzy i poszłam z Destiny do Justina. Pokonałam schody (yeah, trudność poziom hard, z dzieckiem) i weszłam do pokoju mojego, cudownego inaczej, męża. Spojrzał na mnie z uśmiechem i podszedł całując mnie.
-Mm, woah, spokojnie-zachichotałam przez pocałunek.
-Mhm-mruknął z rozbawieniem.
Odsuwając się od niego na krok, przedstawiłam mu sprawę jasno:
-I ty myślisz, że wytrzymam tydzień bez ciebie?-zachichotał.
-Ja mówię serio. Potrzebuję odpoczynku. Wezmę dzieci, a ty sobie odpoczniesz z wrednym braciszkiem i kumplami których bardzo lubi, i ich cenię, i szanuję, i błagam mogę?
-Okej skoro nalegasz-wyszeptał drapiąc swój kark.
-Kocham cię!-położyłam Destiny na łóżeczko, a sama skoczyłam na Justina.
Przytulił mnie mocno i cała trójka, wraz z małym Drew leżącym w swojej kołysce położyliśmy się.
***
-Bądź ostrożna i uważaj na tych skurczybyków-wyszeptał mi do ucha.
-Okej tato-wywróciłam oczami i wzięłam walizkę w rękę.
Pomógł mi i wziął Destiny za rączkę, a w drugiej miał przenośne łóżeczko z Drew'em. W nowej Audi (o mój Boże sdjvbsj) siedziała już moja kochana Vanessa i czekała na mnie.
-Wy jedziecie, a nie lecicie?-spytał z niedowierzaniem.
-Tak, bezpieczniej będzie-uśmiechnęłam się.
-Dzwoń do mnie co godzinę-pocałował mnie w czoło i pomachał dzieciakom na pożegnanie, też całując ich w czółka.
-Pa-pomachałam mu na pożegnanie, a Vanessa wjechała na drogę i pojechała w odpowiedni kierunek.
-Więc... DZIEŃ DOBRY NOWY ŚWIECIE, WOHOO- wykrzyczała na całe auto i przyspieszyła.
Zaśmiałam się głośno na jej reakcję.
-KTO JEDZIE DO LAS VEGAS??-wyśpiewała do mnie.
-MY JEDZIEMY DO LAS VEGAS-odpowiedziałam jej z Mel tez śpiewaniem.
-BĘDZIEMY GRZECZNYMI DZIEWCZYNKAMI?-spytała znowu śpiewając i nastawiając ucha do mnie.
-NIE, NIE BĘDZIEMY GRZECZNYMI DZIEWCZYNKAMI, WOHOO- wykrzyczałyśmy ze śmiechem. a potem wszystkie trzy śmiałyśmy się jak głupie.
Justin's PoV
Gdy dziewczyny pojechały, ktoś do mnie zadzwonił.
-Halo?-spytałem.
-Na 7th St. Za godzinę. Mamy misje. Nowe autka na nas czekają, bro-powiedział do mnie Tej.
-Już lecę-wyśpiewałem i ruszyłem w stronę mojego SUV'a.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
WITAM MOICH KOCHANYCH XX SORKA, ŻE DŁUGO NIE DAWAŁAM ROZDZIAŁ, ALE CZASU NIE BYŁOOO ;(. A więc macie rozdzialikkkk, trochę akcji trochę czegoś tam jeszcze iiiiii myślę, że wam się spodobał! Kocham wasss xxxx
~Kim
TAKI TAM CRAZY DANCE, ŻE DODAŁAM ROZDZIAŁ :D #ILY
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz