- Szczegóły - powiedzieliśmy chórem z Justin'em i uśmiechnęliśmy się.
- Macie jechać do Nowego Jorku, możecie wziąć Destiny. Gdy dotrzecie na miejsce, pojedziecie na Times Square w hotelu Millennium Broadway Hotels macie wynajęty pokój. Jest tam pokój z łóżkiem małżeńskim i pokój dla małej. Zadanie polega na tym, że odbierzecie pieniądze które szef tego hotelu ukradł mojej siostrze, gdy tylko je odzyskacie chce was widzieć tutaj. Walizka z banknotami znajduje się w biurze tego prezesa. Lot macie za dwie i pół godziny więc się pośpieszcie - powiedział stanowczo.
Skinęliśmy głowami, wyszliśmy z biura i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu pojechaliśmy jak najszybciej do domu, weszliśmy i od razu pobiegłam do małej, wytłumaczyłam wszystko Van i David'owi. Wzięłam Desty od przyjaciółki, poszłam do sypialni, z głębin szafy wyciągnęłam szafę, położyłam córeczkę na łóżku i zaczęłam się pakować. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, ubrania, szczoteczkę i pastę, szampon. Później spakowałam torbę Destiny, wyciągnęłam walizkę Justin'a i miałam ją pakować, gdy mój mąż wszedł.
- Chciałaś mnie już pakować ? A mówiłaś, że jesteś taka zmęczona - powiedział z sarkazmem.
- Nie marudź i się pakuj my z małą schodzimy na dół - uśmiechnęłam się i delikatnie musnęłam jego usta.
- Nie, nie. Poczekasz aż się spakuję i ja zniosę na dół wszystkie bagaże - zatrzymał mnie.
- No dobra...
Usiadłam z Desty na łóżku i czekałyśmy aż Justin się spakuję. Wszystko już spakowane, pora schodzić na dół. Bieber wziął nasze torby i zeszliśmy na dół. Pożegnaliśmy się z Van i David'em, powiedzieli żebyśmy nie przywieźli czasami synka. O Boże ! Jak ja ich uwielbiam ! Wyszliśmy przed dom, wsiedliśmy do samochodu. Oczywiście najpierw posadziłam Desty w foteliku, zapięłam jej pasy i puściłam jakąś bajkę. Wsiadłam na miejsce pasażera, zapięłam pasy, Justin zrobił to samo. Odpalił silnik i ruszyliśmy. Dojazd do lotniska zajął nam niecałe pół godziny. Wyciągnęłam córkę razem z fotelikiem, ruszyliśmy do odprawy. Daliśmy bilety, odprawa potrwała godzinę i akurat weszliśmy do samolotu pięć minut przed odlotem. Zajęliśmy swoje miejsca, Destiny posadziłam pomiędzy nami, mała szybko zasnęła. Byliśmy już w powietrzu, głaskałam Desty po główce, po jakoś 20 minutach zasnęłam. Śniłam o tym jak razem z Justin'em, będziemy mieszkać sami, razem z naszymi dziećmi. Miałam nadzieje, że będzie zawszę razem. Miała cudowny sen, nagle obudził mnie Justin.
- Zapnij pasy zaraz lądujemy, skarbie - szturchnął mnie.
- Dobrze - ucałowałam jego policzek.
Zapięłam pasy, po dwudziestu minutach wychodziliśmy z samolotu. Poszliśmy do taśmy z bagażami, wzięliśmy swoje walizki, ruszyliśmy do wyjścia, gdy wyszliśmy zaczepił nas jakiś mężczyzna.
- Przepraszam. Państwo Bieber ? - spytał z uśmiechem.
- Tak to my a o co chodzi ? - powiedział Justin, oczywiście uśmiechnięty bo był dumny z tego, że jestem jego żoną i mam jego nazwisko.
- Jestem szoferem z waszego hotelu i mam was do niego zawieść, jak i również będę woził was do sklepów czy gdzie chcecie. Inaczej jestem na wasze zawołanie - otworzył nam drzwi - więc jedźmy do hotelu, walizki zaraz spakuje do bagażnika.
- Wspaniale - uśmiechnął się Justin.
Z Justin'em i Desty wsiedliśmy do luksusowego samochodu, to samo zrobił nasz szofer. Mężczyzna odpalił silnik i ruszyliśmy. Po drodze szofer powiedział, że możemy mówić do niego po imieniu, miał ładne imię. Steven. No to po pół godzinie byliśmy już pod hotelem. Stev zaparkował wziął nasze walizki i poszedł z nimi już do góry. My poszliśmy do recepcji, zameldowaliśmy się, wzięliśmy klucz i ruszyliśmy do góry. Nasz pokój znajdował się na tym samym piętrze co nasz cel. Prezes hotelu. Dotarliśmy windą na 14 piętro. Od tego piętra zaczynały się pokoje, które posiadały parter i piętro. Szliśmy korytarze i dotarliśmy do pokoju 130. Otworzyłam drzwi, nasze bagaże były na miejscu. Nie widziałam co powiedzieć. Pokój był przepiękny, mieliśmy duży salon, dostęp do kuchni, dużą łazienkę. Na piętrze znajdowały się sypialni i pokój Destiny. Mieliśmy też wykupione karnety na basen. Szef sprawił nam pracę, a zaraz potem urlop. Uwielbiam George'a. Nasze walizki były w sypialni, a torba Desty w jej pokoju. Położyłam nosidełko małej na podłodze, zaczęłam ją rozpakowywać, gdy już rozpakowałam córeczkę, wyjęłam ją z nosidełka, wzięłam ją na ręce i poszłam rozpakować się do sypialni. Położyłam Destiny na łóżko i rozpakowywałam się, gdy już się rozpakowałam, pomyślałam, że pobawię się z Desty. Bawiłam się, leżałam z córeczką na łóżku, nagle Justin zawołał z dołu, żebym zeszła. Chwyciłam małą na ręce i zeszłam.
- Co się stało kochanie ? - spytałam.
- Patrz - wskazał na piękny widok - a do tego mamy jacuzzi - dokończył i pocałował mnie.
- Jak pięknie - patrzyłam na krajobraz.
- Ooo i zatrudniłem nam opiekunkę dla Desty, przyjdzie za 10 minut. Będzie w mieszkaniu obok, więc jakby coś się działo ma do nas blisko - uśmiechnął się,
Jak tak patrzyłam na ten krajobraz, na to że mamy jacuzzi, zaszkliły mi się oczy. Uśmiechnęłam się, a łza spłynęła po moim policzku.
- Kochanie co się stało ? Czemu płaczesz ? - spytał zmartwiony Justin.
- Bo tu jest pięknie, mamy na całą noc apartament dla siebie. Będziemy mieć czas żeby odrobić noc poślubną - zachichotałam i przytuliłam się razem z Desty do Justin'a.
Nas obydwie pocałował w głowy i przytulił mocniej. Po pięciu minutach oderwaliśmy się od siebie, poszliśmy na kanapę, włączyliśmy telewizję. Przy jakimś smutnym filmie, wzruszyłam się, Justin spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się i mnie pocałował. Od razu się uśmiechnęłam, Desty spojrzała na nas swoimi pięknymi zielonymi oczami i na jej twarzy od razu pojawił się słodki uśmiech ozdobiony słodkimi dołeczkami. Była przepiękna. Ma to o tatusiu i mamusi, haha. Po dziesięciu minutach przyszła opiekunka dla Desty, zamieniłyśmy kilka zdań. Powiedziała, że jak będzie się coś działo to zaraz do nas przyjdzie, pożegnaliśmy się z córeczką, dałam opiekunce wszystkie potrzebne rzeczy Desty i wyszła razem z moim małym skarbem.
- Nareszcie możemy odrobić noc poślubną - Justin uśmiechnął się i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
- Nie skarbie, jeszcze nie. Najpierw powygłupiajmy się w kuchni robiąc kolacje, jak za czasów gdy byliśmy młodsi - uśmiechnęłam się - Proszę...
- No dobra, nie mogę ci odmówić - pocałował czubek mojego nosa.
- Okey, a teraz do robienia kolacji - pokazałam gest Supermen'a.
- Wariatka - zaśmiał się Justin.
- Nie gadaj tylko chodź - pocałowałam go w nos.
- Tak, tak.
Nagle usłyszałam jak dzwoni telefon, podeszła do niego, ujrzałam numer szefa. Natychmiastowo odebrałam i włączyłam na głośno mówiący.
- O co chodzi ? - spytałam.
- W planie zachodzą zmiany, pieniądze macie odebrać dziś - powiedział surowo George - Prezesa nie ma teraz w biurze więc macie okazje. Gdy już zabierzecie pieniądze macie, 24 godziny na powrót do Kalifornii. Nie pytajcie o nic. Lot macie już wynajęty, załatwcie sprawę i wracajcie - dokończył.
- Ale George co się stało ?! - spytał Justin.
- Ugh... Okazało się, że te pieniądze są na operacje Valentiny, mojej siostry ! - krzyknął.
- Dobra, już się tym zajmujemy - rzekliśmy z Justin'em chórem.
Szef rozłączył się, Justin i ja ruszyliśmy na górę. Mój mąż przebrał się w garnitur, a ja w elegancką suknię, wyszliśmy z pokoju, zamykając go na klucz. Powiadomiłam opiekunkę, że będziemy później w apartamencie i że w razie potrzeby dzwoniła na moją komórkę. Wyszliśmy z pokoju, ruszyliśmy w storę widy. Weszliśmy szybkim krokiem do pomieszczeni, Justin wcisnął guzik z numerem 10 i ruszyliśmy na wyznaczone piętro. Po pięciu minutach wyszliśmy z windy, weszliśmy ostrożnie do biura prezesa i zaczęliśmy szukać walizki z pieniędzmi. Przeszukaliśmy całe biuro, na marne. Może jednak nie.
- Justin, zobacz. Ukryty sejf, za obrazem... - szepnęłam.
- Ooo, idź pilnuj czy nikt nie idzie, a ja spróbuję otworzyć sejf - oznajmił szeptem.
- Dobra - pocałowałam jego policzek.
Podeszłam do drzwi, lekko je uchyliłam i patrzyłam czy nikt nie idzie.
- Bingo ! Idziemy - powiedział Justin trzymając w ręce walizkę.
- Okey. Dobrze się spisałeś kotku - musnęłam jego usta.
- Dziękuję. Ty też skarbię - oddał pocałunek.
Poszliśmy do pokoju, Justin schował walizkę do naszej szafy. Weszliśmy na górę, mąż zdjął garnitur, położył się do łóżka w tym samym czasie zaczęłam zdejmować sukienkę.
- Mrrrr... mruknął swoim ochrypłym i seksownym głosem.
- Co ? - nie miałam pojęcia czemu mruknął.
- Cholernie seksownie zdejmujesz tą sukienkę - łobuzersko się uśmiechnął - chodź tu do mnie - pociągnął mnie na łóżku i w jednej chwili zawisł tuż nade mną.
*Justin's POV*
Tak bardzo pragnąłem jej teraz. Pragnąłem jej ciała, jej czułości, jej jęków, jej paznokci na skórze moich pleców, jej mokrych pocałunków, jej palców delikatnie gładzących moich włosów. Po prostu jej pragnąłem, nie robiliśmy tego od... od dłuższego czasu. Zacząłem całować jej szyję, Miley zdjęła moje bokserki, ja zdjąłem jej bieliznę i spojrzałem prosto w jej oczy, które barwą przypominały ocean.
- Na pewno tego chcesz ?
- Tak - skinęła twierdząco głową.
Nie zastanawiałem się dłużej, delikatnie wszedłem w moją żonę, ona tylko cicho jęknęła. Wchodziłem w nią coraz to szybciej i co raz głębiej. Jej ciało, jej bliskość. Nigdy tak pięknie nie wyglądała jak tej nocy. Po dwóch godzinach oboje dosięgnęliśmy szczytu. Miley opadła na mnie zmęczona, pocałowała mnie spojrzała mi w oczy, położyła swoją głowę na moim torsie i zasnęła.
Tydzień późnej...
Wróciliśmy już do domu, jest dobrze. Chociaż Miley ciągle ma mdłości, ma apetyt jak wilczur i nie może spać. Siedziałem z David'em na kanapie, Van siedziała z Miley w łazience. Vanessa przyszła do nas, zauważyłem łzę w jej oku, od razu zerwałem się z kanapy i ruszyłem do łazienki. Po kilku sekundach, wszedłem do łazienki i zobaczyłem moją żonę, która leży nie przytomnie na ziemi.
- David ! Dzwoń po karetkę !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz