niedziela, 8 września 2013

Seventeen

   Kto to ten cały Paul ? Jeśli chce coś od Miley to niech spada, bo mu tak wpierdolę, że skończy w kostnicy. Przysięgam !
- Dobry. Jestem Justin - również podałem rękę nieznajomemu.
- Ja przyszedłem do Miley - powiedział spokojnie.
    O nie już nie żyjesz gnoju ! Paul ruszył w stronę mojej żony lecz zatrzymałem go i ustałem na drodze do jej łóżka.
- A w jakiej sprawie ? - spytałem, marszcząc przy tym brwi.
- Na pewno nie pańskiej - próbował mnie wyminąć, lecz mu na to nie pozwoliłem.
- Jeśli to jest jakaś sprawa do Miley to też do mnie - powiedziałem stanowczo.
- To ja przyjdę innym razem - odrzekł blondyn i wyszedł z sali.
  Ja za to usiadłem przy żonie i zaczęliśmy rozmawiać.
*Regular's POV*
    Blondyn po wyjściu z sali zadzwonił do swojego szefa.
- Halo ? - odezwał się niski głos Dom'a, czyli szefa blondyna.
- Dom. Przyszedłem do nich, ale nie chcieli gadać - oznajmił Paul.
- Dobra, ja już wchodzę. Zaraz z nimi pogadam - rzekł Dom, po czym się rozłączył.
    Paul wyszedł ze szpitala, mijając się z szefem, obaj posłali sobie zgodne spojrzenia. Dominic podszedł do recepcji udał, że jest kuzynem Miley, gdy podano mu informacje, ruszył do sali dziewczyny. Wszedł do windy, wbił numer 4 i winda zaczęła jechać w górę. Z tylnej kieszeni jeansów wyciągnął telefon, wybrał numer Tej'a i wcisnął "połącz" przykładając urządzenie do ucha.
- Tej, dowiedz się kiedy Cyrus wychodzi ze szpitala - rozkazał stanowczo.
- Chyba nie zamierasz te--
- Tak, zamierzam. Jeśli się nie zgodzi mamy coś w zanadrzu - przerwał Tej'owi i uśmiechnął się szyderczo.
- Dobra, nara.
- Nara - Dom rozłączył się i schował komórkę do tylnej kieszeni spodni.
Gdy widna dojechała na  miejsce, drzwi otworzyły się, a umięśniony mężczyzna wyszedł z pomieszczenia i ruszył do sali numer 116. Szedł wzdłuż białego korytarza na którym znajdowało się mnóstwo lekarzy i pielęgniarek. Dom nosił sztuczny uśmiech, żeby nie wzbudzać podejrzeń. "103... 107... 113... 116 W końcu doszedłem !" umięśniony mężczyzna zaśmiał się w duchu i pchnął drzwi od sali. Gdy wszedł od razu wzrok Justin'a i Miley znalazły się na nim. Dom lekko się zaśmiał, podszedł bliżej szpitalnego łóżka, łapiąc przy tym krzesło obok. Przysnął siedzenie i usiadła na nim, Justin już otworzył usta by coś powiedzieć jednak łysy mężczyzna mu przeszkodził.
- A więc zapewne chcecie wiedzieć kim jestem ? - spytał z rozbawieniem w głosie.
- Tak - dziewczyna niepewnie skinęła głową.
- No to tak jestem Dominic Toretto i chcę abyście ścigali się dla mnie w wyścigach. No widzę, że nic nie mówicie, czyli się zgadzacie. To... wasz pier--
- Nie - zaprzeczył Justin, a w jego głosie było słychać złość.
- Co ?! - spytał zdziwiony mężczyzna.
- Powiedziałem "Nie". Głuchy jesteś ?! - brunet podniósł głos.
- Dobra. Spokojnie - Dom uniósł ręce w geście obronnym.
     Wysoki facet wstał z krzesła, podrapał się po karku i wyszedł z sali. Idąc korytarzem nie mógł dopuścić do swoich głowy myśli, że taki małolat mu odmówił.
"Jeszcze się zgodzisz, chuju." Dominic wymamrotał sam do siebie.
     Szedł dalej korytarzem doszedł do windy, wszedł do metalowego pomieszczeni wcisnął przycisk parter i czekał aż wind zjedzie na wyznaczone miejsce. Podczas gdy winda jechała wolno w dół, mężczyzna wyciągnął telefon i tak jak przed wizytą u Miley i Justin'a zadzwonił do Tej'a.
- Stary, i jak kiedy dziewczyna wychodzi ze szpitala ? - spytał Dom z dociekliwością w głosie.
- Siema. Ta cała Cyrus zmieniła nazwisko, bo wyszła za mąż za Bieber'a. No i wychodzi ze szpitala jutro o godzinie 10.30 - oznajmił czarnoskóry.
- Dobra, obserwujcie szpital. Jak dziewczyna wyjdzie wiecie co robić - rzekł Dom.
- Taa. Dobra, nara.
- Nara - facet rozłączył się i schował urządzenie do tylnej kieszeni spodni.
    Kiedy tylko Toretto usłyszał dźwięk, który oznajmiał że drzwi windy się otwierają, od razu ruszył w stronę wyjścia. Gdy tylko znalazł się przy samochodzie wsiadł i ruszył do swojej kryjówki.
Następny dzień...
   Brunetka obudziła się wypoczęta, ubrała się w zwykłe ubrania przywiezione wczoraj przez jej chłopaka. Poszła do łazienki uczesała włosy i pozostawiła je opadające na ramiona, nałożyła lekki makijaż. Wyszła z łazienki, weszła do "swojej" sali i spakowała się. Wyszła na korytarz zamykając za sobą drzwi \, weszła do windy wcisnęła przycisk parter, gdy winda zjechała na wyznaczony poziom Miley wyszła ze szpitala. Miała odebrać ją Vanessa, więc dziewczyna  usiadła na ławce przed szpitalem. Czekała 5 minut i nic, 10 minut i nic, 15 minut i nagle poczuła broń przy skroni.
- Rusz się, a już nie żyjesz - szepnął jej do ucha niski basowy głos.
    Skinęła twierdząco głową i poszła z tajemniczym mężczyzną.
*Justin's POV*
    Miałem ochotę zobaczyć moją żonę szczęśliwą, pełną radości i miłości. Nagle po salonie rozbrzmiał dźwięk mojego dzwonka telefonu. Podszedłem i popatrzyłem na ekran urządzenia. Vanessa.
- Justin ! Miley nie ma pod szpitalem ! Mówiła, że będzie nie mnie czekać nawet godzinę, a jej tu nie ma ! - krzyczała przez łzy do słuchawki.
- Wróć do domu ! Wszystko wyjaśnimy !
- Dobrze...
    Rozłączyłem się, obawiałem się najgorszego, że ktoś chce mnie zgiąć i porwał Miley, bo wiedział, że ona to mój słaby punkt. I zgadł.
Pół godziny później...
- Więc przyjechałam pod szpital, Miley miała siedzieć na ławce tuż przed szpitalem i gdy przyjechałam jej tam nie było. Szukałam wszędzie dzwoniłam do niej i nic, poczta głosowa. Boje się o nią - wymamrotała Van przez łzy tuląc się do David'a.
   Też się boję o Miley, co jeśli stanie się coś jej, a co gorsza jak stanie się coś dziecku. Przecież ona nie powinna przechodzić takie stresu spowodowanym porwaniem. Kurwa ! Jak mogłem być tak głupi i nie zostać z nią na noc. Cholera jasna ! Spoliczkowałem siebie w myślach. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na ekran dzwonił numer Nieznany. Bez najmniejszego zastanowienia odebrałem.
- Halo ? Kto mówi ? - spytałem zmartwiony.
- Witam. Pamiętasz mnie to ja Dom - powiedział niski basowy głos.
    Ten sam co w szpitalu, wczoraj.
- Czego chcesz ? - spytałem zirytowany.
- Grzeczniej. Mam twoją żonę. Jeśli chcesz ją zobaczyć, musisz wygrać dla mnie w wyścigu - oznajmił spokojnie - Zgoda ?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale rozdział dodałam przed chwilą jest późno i jestem zbyt zmęczona, by poprawiać wszystkie szczegóły.
Mam  nadzieje, że rozdział się podoba.
Czytasz= komentuj
Proszę bardzo ;*
~Black

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz