sobota, 3 sierpnia 2013

One

Obudziłam się o 7.00, a dziś jest szkoła. Piekło potocznie szkoła. Nienawidzę chodzić do szkoły jedyny plus to taki, że na każdej lekcji siedzę z Vanessą. Szybko wstałam i poszłam do łazienki się ogarnąć. Nałożyłam lekki make-up. Uczesałam włosy w koka, wyszłam z łazienki i poszłam do szafy. W co ja się teraz ubiorę ?! Nigdy nie wiem, w co się ubrać, ale zawsze mam pełną ubrań szafę. AGH... niech pomyślę. Założyłam bokserkę z napisem "Don't Care", poszarpane, krótkie spodenki i fioletowe Vansy. Zeszłam na dół, moja mama już zrobiła mi śniadanie. Zjadłam kanapki i wypiłam sok. Skoczyłam jeszcze na górę po torbę z książkami. Pożegnałam się z mamą i wyszłam z domu. Van oczywiście czekała na mnie przed moim domem. Wyszła podwórka i ruszyłyśmy w stronę budy.

― Gotowa na piekło ? ― zaśmiałam się.

― Jeszcze nie ― śmiała się razem ze mną.

Po pół godziny byłyśmy przed budynkiem. Śmiałyśmy się z naszych głupot, dopóki nie zobaczyłyśmy tych dwóch zapatrzonych w siebie dupków Justina i Davida, wtedy jeszcze bardziej się roześmiałyśmy.

― No kogo my tu widzimy! Cyrus, taka ślicznotka jak ty nie powinna chodzić sama do szkoły ― powiedział Bieber, jeden z tych dupków.

―Tak, mhm. Chodź Van, idziemy stąd. Niech ci dwaj poromansują sobie z tymi swoimi dziwkami ― zaśmiałam się.

― Cholercia! Zadziorna... Lubię takie! ― uśmiechnął się łobuzersko, ukazując przy tym szereg równych, białych zębów. Przyznaję, ma przepiękny uśmiech, a te brązowe, piękne... Cholera! Miley, o czym ty myślisz. Przestań ! Wróć na ziemię ! Ruszyłam w stronę szkoły, nagle poczułam czyjąś dłoń na mojej dłoni. Odwróciłam się i spojrzałam Bieber'owi w oczy. Nasze twarze dzieliły centymetry. Natychmiastowo odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę głównego wejścia. Ten dupek cały czas za mną szedł, miałam go dość, więc odwróciłam się do niego.

― Odwal się ode mnie! Czego nie rozumiesz w tym zadaniu ?! ― krzyknęłam, a wszystkie oczy znalazły się na naszej dwójce.

― Właśnie całego zdania! ― krzyknął z uśmieszkiem.

― To zrozum i odwal się ― powiedziałam i przyśpieszyłam kroku ― chodź Van, idziemy!

― Już idę ! ― krzyknęła i podbiegła do mnie.

Szłyśmy szybko w stronę drzwi, ponieważ była już za 7.50. Miałyśmy już wchodzić, gdy ktoś z tyłu wołał moje imię, odwróciłam się. Zobaczyłam tych dwóch uśmiechniętych dupków. David patrzył z uśmiechem na Van, a Justin na mnie.

― Cyrus ! Jeszcze zobaczysz, będziesz moja !

― Tak, tak! Wmawiaj sobie dalej! ― odkrzyknęłam i weszłam do budy.

Wszyscy zwrócili na mnie wzrok, gdyż byłam tak zdenerwowana na tego dupka, że zamiast normalnie otworzyć drzwi, po prostu je kopnęłam. Poszłam z Vanessą do naszych szafek, na szczęście były koło siebie. Wyjęłyśmy potrzebne książki i ruszyłyśmy w stronę klasy od matmy. Pięknie dosyć, że spotkałam tych dupków, to jeszcze lekcje zaczynam od tego debilnego przedmiotu, no po prostu przepięknie. Ah, ten sarkazm. Weszłyśmy do sali i zajęłyśmy nasze miejsca. Zadzwonił dzwonek, zaczęła się nudna lekcja. Jak zawsze, zamiast uważać, gadałam z Van. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego wtedy, zamiast iść ze mną do drzwi, stała tam z tym Davidem.

― Słuchaj. Czemu wtedy, zamiast iść ze mną, stałaś z tym dupkiem?

― To nie tak, jak myślisz ― zatrzymała się i wzięła głęboki wdech ― Wiesz, że mój ojciec ma gang? ― spytała szeptem.

― No tak, nie wiem, czy pamiętasz, ale jestem w nim od roku ― zaśmiałam się szeptem ― No to, czemu tam z nim stałaś?

― Hahaha, zapomniałam. Mój tata zatrudnił Davida i chciał, żebym mu powiedziała, że ma zadanie ― wytłumaczyła.

- Aa okey. Już myślałam ― łobuzerski uśmieszek zawitał na mojej twarzy.

― No co ty Miley ― powiedziała.

― Nie przeszkadzam wam panny! ― krzyknął pan Robinson ― Jest dopiero 15 minut po dzwonku, a wy już rozmawiacie to do was nie podobne, zawsze wcześniej zwracam wam uwagę, haha ― uśmiechnął się.

Lubiłam pana Robinsona, jemu jedynemu z nauczycieli nie przeszkadzało to, że z Van gadamy na lekcjach.

―Haha, przepraszamy już nie bę―

― Przepraszamy za spóźnienie! ― Bieber i Johnson krzyknęli chórem i przerwali mi.

―Haha, dobrze. Nic się nie stało, usiądźcie za dziewczynami ― wskazał na nas.

Nie, nie, nie. Tylko nie to. Niech usiądą gdzie indziej, tylko nie za nami. Niestety modliłam się na darmo, musieli usiąść za nami, wiedziałam, że zrobili mi to na złość.

― Hej. Jak się masz mała? ― szepnął Bieber.

― Po pierwsze nie odzywaj się do mnie, a po drugie nie mów na mnie mała ― odpowiedziałam mu i się odwróciłam.

― Okey jak chcesz ― syknął. Tak zleciała cała lekcja na słuchaniu pana Robinsona. Minęły następne lekcje i w końcu pora na lunch. Poszłyśmy na stołówkę, kupiłyśmy sobie kanapki i sok. Usiadłyśmy do naszego stolika. Miałyśmy w końcu spokój od tych dwóch gnojków, na każdej lekcji siedzieli za nami, miałam ich po dziurki w nosie. Myślałam, że w końcu miałam od nich spokój, ale czemu dać mi chwilę spokoju, lepiej mnie po wkurwiać. Usiedli naprzeciwko na mnie i Van. Zaczęli coś krzyczeć, nie chciałam ich słuchać. Na szczęście mój telefon za wibrował, ktoś do mnie dzwonił. Wyciągnęłam telefon, a na wyświetlaczu pojawił się numer mojego szefa. Szybko odebrałam, zresztą zawsze szybko odbierałam telefony od szefa.

― Halo ?

― Hej, Miley. Masz nowe zadanie. Możesz u mnie być z dziesięć minut? ― powiedział wesoły.

― Oczywiście, już jadę. Do zobaczenia, George ― zaśmiałam się.

― Pa ― również się zaśmiał.

Powiedziałam Van, że jadę do jej ojca, bo mam zadanie i żeby mnie kryła tak jak to zawsze. Pocałowałam ją w policzek, wzięłam torbę i ruszyłam w stronę drzwi. Miałam je już otwierać, gdy poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Chłopak obrócił mnie do siebie tak, że byłam z nim twarzą w twarz. Tym chłopakiem okazał się Bieber. Kurwa, czy on mnie prześladuję ?!

― Widzę, że panienka urywa się z lekcji ― oznajmił z tym swoim uśmieszkiem.

― Niech ci to nie obchodzi, nie mieszaj się w moje sprawy ― warknęłam, zrzuciłam jego rękę z mojego ramienia i wyszłam.

Kątem oka spostrzegłam, że też gdzieś wyszedł, ale mnie to nie obchodzi. Otworzyłam drzwi od samochodu, torbę wrzuciłam na miejsce pasażera. Zajęłam miejsce kierowcy, wyjechałam z parkingu, gdy byłam na drodze, przyśpieszyłam. Po niecałych dziesięciu minutach byłam przed domem Van. Na podjeździe stał jeszcze jeden samochód, nie obchodził mnie, kogo on jest. Wyszłam z samochodu, weszłam do budynku. Szłam przez korytarz, gdy weszłam do biura, zatkało mnie nie mogłam uwierzyć. Stał tam, ten czubek, ten debli, ten Bieber. Ugh... co on tu robił ?! To pewnie sprawka szefa. Oby ze mną nie pracował.

― Co ten debil tu robi?!

― Hej, Cyrus! ― odezwał się palant.

― Mówiłam ci już coś ― uspokoiłam się ― Szefie co on tu robi ?

― O widzę, że się znacie, to dobrze. Będziecie razem pracować ― oznajmił.

― Wow, wow. Nie będę z nią pracował! ― krzyknął Bieber.

― Ja też nie będę z nim pracowała! ― wyrzuciła ręce w powietrze.

― Musicie, inaczej was zwolnię ― warknął.

― No dobra ― rzekliśmy chórem, zrezygnowani.

― Wyjaśnisz nam zadanie? ― odezwałam się.

― Tak. Otóż tu macie bronie i walizkę z pięćdziesięcioma tysiącami dolarów macie ją przekazać na lotnisku Los Angeles International Airport, niejakiemu Andresowi Gomez, będzie ubrany w czarny garnitur i czarny kapelusz i czerwonym paskiem. Bierzcie to wszystko i jedźcie moim autem. Tylko jak do mnie wróci, ma być bez rysy. Haha dobra idźcie. Macie kluczyki. Niech Justin prowadzi ― chłopak wziął kluczyki.

- No dobra. Chodź, idziemy Bieber ― pomachałam na niego ręką, żeby poszedł za mną. Wyszliśmy z biura, szliśmy korytarzem prosto, aż wyszliśmy z domu. Zaprowadziłam Justina, wsiedliśmy do samochodu, wyjechaliśmy na drogę. Jechaliśmy w ciszy, po około pół godzinie byliśmy na lotnisku. Usiedliśmy na fotelach i czekaliśmy. Podszedł do na Andres, wszystko minęło w ciszy. Daliśmy mu walizkę i odeszliśmy. Po szliśmy do samochodu, pod koniec trasy, gdy byliśmy kilkaset metrów od domu Van, Bieber przerwał ciszę.

― Wiesz, że i tak lepiej od ciebie strzelam ― uśmiechnął się szyderczo.

―Taa, chciałoby się ― powiedziałam.

― Na serio mówię. Kiedyś musimy się zmierzyć, chociaż i tak przegrasz, suko ― powiedział, odwróciłam się i strzeliłam go z liścia.

― Nie masz prawa tak do mnie mówić, nie znasz mnie! ― krzyknęłam, łza spłynęła mi po policzku.

Dojechaliśmy, wybiegłam z auta i pobiegłam do swojego samochodu. Wsiadłam i ruszyłam na moje wzgórze, gdzie zrobiłam sobie strzelnice. Dojechałam po niecałych 10 minutach. Od razu jak wyszłam, nacisnęłam spust i trafiłam w jakąś szybę budynku. Weszłam do środka starego magazynu, ustawiłam butelki i zaczęłam strzelać, od razu zaczęłam się uspokajać. Usłyszałam, jak drzwi od magazynu się otwierają, ale nie zwróciłam na to uwagi dopóki ktoś się nie odezwał.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pierwszy rozdział nareszcie, będę się podpisywała "~Black". Razem z Kim będę prowadziła, tego bloga z opowiadaniem. Mojego wieku nie zdradzę. Jestem osobą dość zakręconą, mam dużo przyjaciół. Mamy nadzieje razem z Kim, że opowiadanie się wam spodoba. Rozdziały będą dodawane na zmianę, raz ja będę dodawała, a raz Kim. Jeśli nas nie będzie, będziemy informowały, was o naszej nieobecności.

Podoba się pierwszy rozdział ?

Czytasz = komentuj.

~Black

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz