poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Eight

-Ja... Um -jąkałam się, jak nigdy.
Justin się w końcu obudził, a gdy spojrzał, że jesteśmy w centrum uwagi... Bezcenna.Mina.Ever.
-O cholera-wymamrotał.
-No właśnie, o cholera-powiedziała ze sarkazmem Vanessa.
-Ja to mogę wyjaśnić-usiadłam na łóżku i odsunęłam się lekko.
-Słucham. Ja was zostawiam, żebyście obaj nie byli załamani a kończy się na łóżku!
-Hej, hej Vanessa. Jaaaa... Ja już byłam pijana. Wiesz, jak oglądaliśmy film to... Ty nie widziałaś ale ja już troszkę ten... Piłam, bo wzięłam sobie butelkę z alkoholem i wiesz.
Żebym ja Miley do cholery Cyrus musiała się tłumaczyć, że to przez alkohol. Zazwyczaj to robiło się na odwrót.
-Z resztą to ty nas złączyłaś!-krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze.
-Okej, uwierzę ci.Ale o ostatni raz, bo wiem jak możesz się upić.
Po chwili do pokoju wszedł David. Był w samych bokserkach i zauważyłam malinkę na jego szyi, tak jak u Vanessy.
-No proszę, proszę święci! Ciekawe kto wam zrobił malinkę-zaczęłam stukać palcami po brodzie, udając że się zastanawiam.
-O no bez przesady-powiedziała.
-My przynajmniej nie mamy malinek! Jesteśmy kwita-uśmiechnęłam się dumnie.
-Dobra-wydęła usta i poszła do pokoju.
David od razu zniżył swoją dłoń do jej tyłka.
-Ja wszystko widzę!-krzyknęłam.
-Ale jazda-zaśmiał się Justin.
-Jazda? Wyszło że to moja wina! Z resztą. Cokolwiek.
Wyszłam z łóżka i położyłam się na podłodze zakrywając twarz dłońmi.
-A ty co?-spytał z rozbawieniem w głosie.
-Tak się relaksuję-wymamrotałam.
-Pokaż się na chwilę.
-Po co...
-No zobaczysz.
-Dobra-wymamrotałam.
Gdy wzięłam dłonie z twarzy, Justin od razu mnie pocałował. Skąd on się znalazł nade mną? Czy ja już niczego nie czuję... Obróciłam nas i teraz siedziałam na nim. On się lekko podniósł i zaczął pogłębiać nasz pocałunek.
-Do cholery jasnej!-krzyknęła Vanessa.
Podbiegła i uderzyła nas zwiniętą gazetą.
-Czuję się jakbym miała pilnować psów, żeby tego nie robiły.
-David dotknął twojego tyłka!-krzyknęłam.
Zwężając oczy, odeszła pokazując, że ma mnie na oku.
-Koniec tego dobrego. Nie możemy się tak zachowywać.
-Dlaczego-uśmiechnął się.
-Bo nie. To jest porąbane. Z resztą muszę posprzątać, po imprezie.
-No dobra...-wymamrotał.
-Nie bądź na mnie zły. Ja po prostu... Od ostatniego związku, mam pewien dystans do facetów.
-Rozumiem. Ale przyjdzie taki dzień, że będziesz moją dziewczyną, potem Miley Bieber.
-Niedoczekanie twoje.
Wstałam z niego i poszłam się w coś ubrać. Założyłam jakieś ubrania, a potem wzięłam się za sprzątanie.
***
  Po paru godzinach, dom był w jeszcze lepszym wstanie niż wcześniej. Włączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć przy basenie z Vanessą. Trochę śpiewałyśmy tym naszym głosem. Po czasie przyszli Justin z Davidem.
-Dobra ja już nie tańczę-powiedziałam.
-Co? Całować się nie wstydzisz a tańczyć to już tak?-spytała.
-Weź nie przypominaj.
-Trudno, chodź wykąpiemy się.
-C-Co? P-Przy nich?-wyjąkałam.
-Tak, a co?
-Nie no nic...
Zaczęła ściągać swoje ubrania. Obie miałyśmy stroje kąpielowe pod ciuchami więc nawet dobrze. Ja nie chciałam się pokazywać przed nimi w kostiumie. Vanessa, jednak postanowiła, że jednak się wykąpię i zdjęła ze mnie koszulkę i szorty.
-Co ty odwalasz? Wolę chłopaków-zaśmiałam się.
-Nie gadaj tylko skacz!-krzyknęła i pociągnęła mnie do basenu.
Po chwili wynurzyłyśmy się z wody.
-Cholera, ale gorąco się zrobiło!-krzyknął David.
Zaśmiałyśmy się. Chłopacy zaczęli zdejmować ciuchy.
-Ooo, już się zaczyna-uśmiechnęła się i przegryzła dolną wargę.
-Nie podniecaj się tak-zachichotałam.
-Zamknij się-zaśmiała się i mnie uderzyła w ramię.
David i Justin zaczęli biec w naszą stronę, a po chwili byli już w wodzie. Johnson oczywiście, popłynął do Van i uniósł ją do góry, po czym ją pocałował w usta, a Justin podpłynął do mnie.
-Nie myśl, że mnie pocałujesz-powiedziałam, odgarniając włosy z twarzy.
-Ja nie myślę tak. Ja wiem że ty mnie pocałujesz-podkreślił ostatnie słowo.
Po chwili przyciągnął mnie do siebie i mnie zaczął całować.
-Aw, zobacz jakie słodziaki-powiedziała Vanessa.
Oderwałam się od niego i skarciłam ją wzrokiem.
***
  Po paru minutach wyszliśmy z basenu i postanowiliśmy się poopalać.
-Ale masz ciało-wyszeptał mi na ucho Justin.
Wywróciłam oczami i odsunęłam jego głowę moją dłonią. Zachichotał i położył się na swoim leżaku.
-Cholera, dlaczego weekend mija zawsze tak szybko-powiedziała Van.
-Spytaj Boga nie mnie-zaśmiałam się.
-Za tydzień, proponuję jakąś imprezę ale nie u Miley, tylko w dyskotece. Co wy na to?-spytała.
-Pewnie-powiedzieliśmy.
-To ja jeszcze zobaczę jakie dyskoteki się szykują.
-Chce zobaczyć jak tańczysz-wymamrotał David.
Vanessa mając zamknięte oczy, uderzyła go w klatkę.
-Nie tak brutalnie-zachichotał.
-Dobra, chodźmy do domu, bo tu za gorąco, a w środku mamy chłodniej.
-Popieram-powiedziała Van.
Zeszliśmy z leżaków i poszliśmy do domu. Nie wiem dlaczego, ale Justin, objął mnie w talii.
-Justin, co ty robisz?-spytałam cicho.
-Nie mogę cię objąć?
-Ty to odbierasz w inny sposób niż ja.
-Jaki?
-Taki, że zachowujesz się, jakbyśmy byli parą...
-Wiesz, całowaliśmy się spaliśmy ze sobą...
-Justin-powiedziałam surowo i odepchnęłam go od siebie.
Byłam wkurzona. Więc pobiegłam do mojego drzewa, które już wiele razy cierpiało z mojej złości. Kopnęłam i uderzyłam drzewo. Następnie skuliłam się i zaczęłam rzucać kamieniami przed siebie, z całej siły. Usłyszałam kroki dochodzące za mną.
-Hej, Miley- powiedziała cicho.
-Zostaw mnie-syknęłam.
-Nie zostawię ci...-nie dokończyła,  bo jej przerwałam.
-Słuchaj...-tym razem ona mi przerwała.
Podeszła do mnie i usiadła po turecku przede mną.
-Nie, to ty posłuchaj. Przynajmniej raz. Mam w nosie, możesz mnie uderzyć ze złości. możesz zrobić cokolwiek, ale to nic mi nie zrobi. Nie panujesz nad złością, Miley. On jest zakochany i tyle.
-Nie! Mam to głęboko gdzieś! Niech przynajmniej przestanie odwalać takie scenki, do cholery! Powiedziałam mu, że mam dystans do facetów, ale on nic!
-Bo on próbuje cię przekonać do siebie.
Wstałam i zaczęłam odgarniać nerwowo włosy i lekko je ciągnąć.
-Mam to w nosie! Niech się ogarnie. Niech on do cholery mnie zostawi!-zaczęłam powoli płakać.
Chciała mnie przytulić ale ją odtrąciłam.
-Ten cały świat jest porąbany! Nie moja wina, że zostałam skrzywdzona, do cholery. Ludzie pojmijcie to w końcu!-wykrzyczałam.
-Uspokój się, Miley. Próbuj nad sobą panować-zaczęła mnie uspokajać ale na nic.
Zaczęłam walić w drzewo dwoma pięściami, a po chwili wybuchłam płaczem, a ściśnięte dłonie spoczywały na drzewie.
-Ja mam  tego dosyć!-krzyknęłam, łkając.
-Ja wiem...
-Nie! Nie wiesz jak to jest. Nie zostałaś pobita, nie zostałaś zgwałcona przez własnego chłopaka! Więc nie wiesz do cholery jak to jest!-wydarłam się chyba na całą okolicę.
-Kurna, oczywiście, że nie wiem jak to jest! Ale ja wiem co czujesz, Miley! Byłam przy tobie w każdej tej porąbanej sytuacji.
Gwałtownie, usiadłam na ziemię i zaczęłam płakać jak dziecko. Słona substancja, dosłownie lała się na moje ręce, a następnie tonęła w trawie. Zaczęłam się bujać do przodu i do tyłu.
-Nie płacz, Miley. Proszę cię.
-Będę płakała, i mam w nosie, co kto chce. Nikt za mnie życia, nie przeżyje-syknęłam.
-Justin i David się gapią, pięknie.
-I niech się patrzą. Ich problem.
Wstałam i zaczęłam znowu kopać w drzewo.
-Mam dość życia. Może i mam tą prace, ale ryzykuję w niej życie. Fajnie poczuć czasami adrenalinę, ale nie bojąc się o konsekwencje.
-A co ja mam powiedzieć? Jestem zagrożona, bo mój ojciec ma wrogów i mogą w każdej chwili przyjść i mi coś zrobić.
-Tylko, że ty... Tylko, że ty masz opcje. Ja już je straciłam. Wybrałam taki styl życia.
Przetarłam gwałtownie twarz z łez i usiadłam pod drzewem.
-Nie pozwól, żeby takie cholerstwo zrujnowało cię od środka. Masz Justina, nawet Davida. A co najważniejsze... Masz mnie-powiedziała i dotknęła moich wilgotnych policzków. Przetarła łzy.
-Chodź tu-powiedziała i rozszerzyła ramiona, abym się przytuliła.
O razu, rzuciłam się na nią  i zaczęłam płakać w jej rękaw.
-Przepraszam, że jestem taką idiotką-powiedziałam, łkając.
-Nie masz za co przepraszać, Miley. Nie twoja wina. Chodź. Obiecuję ci, że nikt cię już nigdy nie skrzywdzi. A jeżeli, ktoś ci coś zrobi, zabije go własnymi rękami-powiedziała dość poważnie.
-Dziękuję ci-przymknęłam oczy.
Po chwili pomogła mi wstać z ziemi i przetarła mi mokre policzki, po czym poszłyśmy w stronę chłopaków. Nie chcę teraz gadać. Niech robią co chcą.
-Co jej się stało?-spytał David.
-Później ci wytłumaczę-powiedziała.
-T-To moja w-wina?-spytał Justin.
-Po części...-powiedziała z lekkim rozczarowaniem-Chodź, opatrzymy ci ręce-zwróciła się do mnie.
Przytaknęłam z wyrazem twarzy, który nie zdradzał żadnego uczucia. Żadnego.
***
Po paru minutach, Vanessa założyła mi bandaż a ja patrzyłam się przed siebie. Ogarnęła mnie nicość. Do pokoju wszedł Justin.
-Trzymaj się. Pamiętaj, panuj nad złością, okej?-spytała.
Nic nie odpowiedziałam, wciąż patrzyłam się w jakiś punkt przede mną.
-Okej?-podkreśliła słowo, a ja przytaknęłam marszcząc brwi.
Poszła na dół, a obok mnie usiadł Justin.
-Przepraszam-szepnął.
Czułam się jak sparaliżowana. Nie mogłam nic z siebie wydusić.
-Wiem, że to moja wina...
-Udawajmy, że nic się nie zdarzyło-powiedziałam głosem, który nie wyrażał żadnego uczucia.
Totalna nicość. Jakbym nie miała już uczuć. Co się ze mną dzieję...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę się rozpisałam haha. Ale mnie troszeczkę poniosło i nie potrafiłam przestać pisać ;)). Mam nadzieję, że wam się podoba :). Do następnegoo :))
Czytasz=Komentuj
~Kim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz