niedziela, 4 sierpnia 2013

Four

Nasze twarze dzieliły milimetry. Prawie stykaliśmy się nosami.
-Um-odwróciłam wzrok i ścisnęłam usta w jedną linie-Ok, już umiem-lekko zachichotałam z nerwów.
-Oh... No tak-podrapał się po karku, po czym odsunął się, opuszczając ręce po moich biodrach, a nastepnie odszedł.
Zmarszczyłam brwi próbując ogarnąć co się właśnie stało.
-To... Miley... Jakaś misja się szykuje?-spytał, strzelając do celów.
-Um... Nie wiem... Pewno się coś szykuje-zmieniłam naboje i położyłam broń na ziemię.
Przytaknął i zrobił z wiatrówką to samo co ja.
-Justin?-spytałam, uśmiechając się.
-Hmm?
-Umiesz strzelać z dwóch pistoletów?
-Raczej nie-zaśmiał się.
Uśmiechnęłam się dumnie. Czas mu coś pokazać.
-Ja za to tak-oznajmiłam.
-Taa? To chodź tu i mi pokaż.
-Okej.
Podeszłam, przy czym wzięłam dwa pistolety. Pokazałam mu je, po czym zaczęłam strzelać do celów. Po chwili skończyłam, a gdy na niego spojrzałam, spoglądał w dolną część mojego ciała.
-Serio Bieber? Aż taka depresja, że cieszysz się widokiem mojego tyłka?-wywróciłam oczami.
-Co?-spytał, wracając na ziemie.
-No właśnie-oznajmiłam i schowałam broń, po czym podeszłam do drzwi i wyszłam z strzelnicy.
-Gdzie idziesz?-spytał.
-Jadę do szefa.
-Znowu mamy jakieś zadanie?-wymamrotał.
-Tak, chodź i nie marudź.
-Ok...
Poszedł za mną, następnie skierowaliśmy się do mojego auta.
-Jedziesz ze mną, czy...?-spytałam.
-Mogę z tobą.
-Dobra, wsiadaj.
Wsiadł na miejsce pasażera i czekał na mnie. Po czasie i ja byłam w samochodzie, odpaliłam silnik i wjechałam na drogę. Justin zaczął kręcić się na siedzeniu, po czym sięgnął do skrytki przed nim.
-A ty co?-spytałam.
-Trzymasz broń w schowku?
-Co w tym złego?
-Nie no nic...
Zamknął skrytkę i rozsiadł się na siedzeniu.
-Słuchaj, ta Vanessa. To ona nie pracuje w gangu?
-Nie. Znaczy chciała ostatnio ale się rozmyśliła. Ja już ją przekonam-zachichotałam.
-Chcesz żeby pracowała?
-No tak. A ten David cały, co on się tak nie odzywa?
-Nie wiem. Coś ci powiem. Ale nie mów nic Vanessie.
-Dobra?-zaśmiałam się.
-David leci na Vanesse.
-Chrzanisz?-podniosłam brwi.
-No nie. Cały czas o niej nadaje.
Kopara jej opadnie jak sie dowie i mam w nosie, że mi zakazał.
-No to spoko-zachichotałam.
Po chwili dojechaliśmy do domu Van. Weszliśmy do środka, po chwili weszliśmy do biura George'a.
-Hej George-uśmiechnęłam się.
-Witaj, usiądźcie-powiedział.
-Jakie zadanie dzisiaj?-spytał Justin.
-Wiecie... Niedawno ukradziono mi mój diament. A miał on być oszlifowany i podarowany Vanessie. A moja córeczka jest najważniejsza.
Macie go odzyskać. Macie tu adres-podał nam kartkę-Pojedziecie tam jako osoby, które sprzątają w domach.
Już widzę sie w tej sukience sprzątaczki. O nie.
-W tej torbie macie stroje. Powodzenia-uśmiechnął się.
-Dziękujemy-odwzajemniliśmy gest.
Po chwili wyszliśmy z biura i skierowaliśmy się do kabin, w których się przebierano. Każdy wszedł do swojej.
-I ja mam w tym sie pokazać?-wymamrotał.
-A co? Pomyliły się stroje i masz kiecke?-zaśmiałam się.
-Nie, ale to nie jest w ogóle w moim stylu. Wyglądam jak jakiś...
-Woźny?-zaśmiałam się głośno.
-Zobaczymy jaki ty masz strój.
Ja akurat mam sukienkę, więc będę sie czuła bardziej komfortowo od niego. Po chwili wyszłam, z kabiny, a po mnie on.
-No masz rację. Wyglądasz jak woźny-zaśmiałam się.
-A ty jak...
-Jak?
-Um, idziemy?
On jest idiotą. A ta sukienka jest za krótka.
-Dobra. Jedziemy tym samochodem-wskazałam na auto za oknem.
Przytaknął, a po chwili wyszliśmy z pomieszczenia. Na drodze spotkałam Van.
-Miley? Co ty masz na sobie? Nie żeby coś, ale co ty z nim tam robiłaś?-spytała, uśmiechając się złośliwie.
-Vanessa!-krzyknęłam ze śmiechem.
-No co? Wiesz, muszę przyznać. Wyglądasz w tym uwodzicielsko.
-Potwierdzam-powiedział Justin.
-A co? Zmieniałaś orientację?-zachichotałam.
-Dobra nie ważne. Leć na misję-pocałowała mnie w policzek i popchnęła do drzwi.
-No ok, pa-zachichotałam.
Wyszłam z domu i poszłam do samochodu, w którym mieliśmy jechać. Po chwili wsiadł Justin.
-Gotowa?-spytał.
-Taa... Więc uważasz, że wyglądam w tym uwodzicielsko?-spytalam śmiejąc się.
-Noo, tak jakby-zachichotał i odpalił silnik, po czym wjechał na drogę.
Parsknęłam śmiechem i zaczęłam skupiać się na widoku przez okno.
***
  Po paru minutach byliśmy na miejscu.
-Wow, ale chata-powiedział.
-No-uśmiechnęłam się ze zdziwienia.
-No to czas na akcje.
-Mhm.
Wysiedliśmy z auta i poszliśmy pod drzwi i zadzwoniliśmy dzwonkiem do domu. Po paru chwilach otworzył nam jakiś mężczyzna około lat 50.
-Słucham?-spytał.
-Jesteśmy z ekipy sprzątającej. Zadzwoniono do nas, z tego domu-powiedział Justin.
-Mhm, tak. Może moja sprzątaczka zadzwoniła, bo zachorowała.
-Tak, właśnie zadzwoniła kobieta.
-Dobrze, róbcie swoje-pokazał nam wnętrze domu, a my weszliśmy.
Uśmiechneliśmy się i poszliśmy do jego, chyba biura i zaczęliśmy "sprzątać". Ja coś tam robiłam przy meblach a Justin zaczął szukać w szufladach diamentu.
-Cholera. Nic tu nie ma-szepnął.
-Może ma drugie dno-powiedziałam cicho.
Przytaknął i zaczął szukać drugiego dna w szufladzie.
-Bingo-wyszeptał i uśmiechnął się.
-Dobra, schowaj to i zacznij "sprzątać"-powiedziałam.
Po paru minutach skończyliśmy "pracę, a następnie pożegnaliśmy się i wyszliśmy z domu, a potem weszliśmy do auta.
-Nieźle poszło-uśmiechnęłam się.
-No. Każdy by chciał taką sprzątaczke-zaśmiał się złośliwie.
Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową na boki.
-Na mnie nie działają takie teksty.
-W końcu zadziałają.
-W twoich snach-zaśmiałam się.
-W moich snach jesteś ty.
-Taa, fascynujące. Skup się na drodze.
Zaśmiał się i zrobił tak jak powiedziałam. Jego teksty nie działają na mnie. A jeżeli myśli, że mnie zdobędzie to się grubo myli.
***
  Po paru minutach byliśmy u szefa. Daliśmy mu diament, a on podziękował.
-Do jutra, Cyrus-powiedział wsiadając do swojego auta.
-Narazie, Bieber-odpowiedziałam i wsiadłam do mojego samochodu.
Wjechałam na ulicę i pojechałam do domu. Po paru minutach byłam w domu. Umyłam się i poszłam spać. Byłam strasznie zmęczona tym dniem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
I czwarty już :)) Czytasz=Komentuj prosimy <33
~Kim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz